Obszerny bagażnik, czarny metalizowany kolor - piękno w służbie Ministerstwa Informacji.
Listopadowy poranek roku pańskiego 2056
godz. 5.30
Wstaję ...
... ciemno jak w d..! Mam dylemat zapalić papierosa, czy może zjeść śniadanie. Tylko jaki to dylemat, skoro wiem, że i tak wybiorę papierosa.
godz. 6.00
Śniadanie zjedzone, kawa wypita, trzeci papieros wypalony. Czuję, jak wyładowania elektryczne w moim mózgu, zaczynają przeskakiwać po neuronach.
Dobra nasza - sobie myślę - Damy radę, albo nie damy rady!
Pokrzepiony tą głęboką myślą filozoficzną, zerknąłem za okno, gdzie stała czarniutka jak smoła Wołga.
Trzeba wymienić folię w bagażniku. Job ich mać, czy oni zawsze muszą tłuc głową w blachy podczas przejażdżki? - wycedziłem do siebie przez zaciśnięte usta.
Kilka chwil zajęły mi rozważania nad problemem, czy można wycedzić do siebie przez zaciśnięte usta oraz czy "oni" muszą tłuc głowami w bagażnik. Rozważania egzystencjalne zakończyły się połowicznym sukcesem, ponieważ zgodziłem się sobą, że można wycedzić do siebie przez zaciśnięte usta pod warunkiem patrzenia w lustro. Nie zdołałem natomiast, znaleźć racjonalnego wyjaśnienia dziwnych zachowań "onych" w bagażniku.
godz. 7.00
Przejebany poranek - przejebany dzień.
Zlazłem do Wołgi i serce mi(MI) stanęło! Jakiś "z kuriera wycięty" troll, zarysował czarniutki lakierek Wołgi. Po środku drzwi widniał napis HWDMI. Nieźle się zaczęło!
Jak dorwę gościa, który to zrobił to nie tylko będzie miał "H", ale i jeszcze "HWD" - pomyślałem mściwie.