Religia to dziwna sprawa, dzięki której w przeszłości ludzie, którzy bez niej mogliby siedzieć spokojnie przy jednym stole i dzielić się wspólną strawą, toczyli niekończące się serie wojen o to, kto bardziej miłuje swojego boga i ogólnie który bóg jest bardziej cool. Te czasy już dawno minęły. A wszystko to dzięki Wielkiej Rzeczypospolitej, w której wszystkie religie są sobie równe i w której każdy ma zapewnioną wolność do czczenia takiego bóstwa jakie chce i jak chce. Są jednak chwile, w których religia nadal dzieli obywateli. Tym razem dał o sobie znać islam. A właściwie pislam.
Czasy w których wyznawcy Allaha prowadzili w imię swego boga dżihad przeciw niewiernym, to już historia niemal tak odległa, jak stosy palące tych, którzy nie byli mili bogu chrześcijan. Wielki Mufti Podlasia i Całej Wielkiej Rzeczypospolitej, któremu podlegają meczety w najświętszych miejscach islamu - Mekkce, Medynie i Kruszynianach, to bardzo miły i przyjacielski człowiek. Choć destylatu z ziemniaków niestety napić się z nim nie da. Od pewnego jednak czasu obok oficjalnego kościoła rozwijać się zaczął nowy, dużo bardziej radykalny. Kościół polsko-islamski, czy też pislamski, jak nazywają go ludzie, którzy lubią rzeczy złożone zapisywać w sposób prosty, nie uznaje kompromisów, a z Wielkiego Meczetu w Toruniu wygłaszane są coraz to śmielsze pomysły. Ostatni z nich zelektryzował całą Wielką Rzeczpospolitą.
- Nie rozumiem tego oburzenia - dziwi się Tadeusz bin Ridjik, mufti Torunia - Skoro Koran nakazuje post w okresie ramadanu, to należy pościć i tyle. A że ktoś akurat nie jest wyznawcą islamu, to już jego problem.
W piątek wpłynął więc do Kancelarii Naczelnika obywatelski projekt ustawy w sprawie prawnego usankcjonowania ramadanowego postu. Za jego złamanie twórcy ustawy zaproponowali kary iście drakońskie, ze spędzeniem dwóch lat na plaży dla niemieckich naturystów włącznie. Od złożenia projektu ustawy ciągną się w mediach nieprzerwane polemiki przeciwników i zwolenników zaproponowanego rozwiązania. Przeciwnicy jednak i tak będą przeciw, a zwolennicy za. Pomijając więc ten jałowy spór, postanowiliśmy zasięgnąć języka na temat szans przyjęcia ustawy w jedynym miejscu, którego głos się liczy.
- To całkowity nonsens - tłumaczy nam rozkładając ręce szef Kancelarii Naczelnika. - Wielka Rzeczpospolita była, jest i będzie państwem świeckim. To tak jakby katolicy zażądali, żeby w niedziele pozamykać sklepy, bo siódmy dzień tygodnia należy się Bogu i chcą go spędzić z rodziną. Albo gdyby pastafarianie chcieli, żeby każdy w naszym kraju ganiał z durszlakiem na głowie, bo... bo... czort wie po co im to. To nie tak działa. Jeżeli jestem muzułmaninem, przestrzegam postu. Jeżeli jestem katolikiem, spędzam niedzielę z rodziną, nie na zakupach. A jeżeli wierzę w gościa z mackami z makaronu, to ganiam po mieście w naczyniu kuchennym na głowie. Ale nie dlatego, że tak każe mi ustawa, ale dlatego, że tak wskazuje mój wewnętrzny moralny kompas. A jeżeli którekolwiek z bóstw okaże się niezadowolone z dokonywanych przeze mnie wyborów, to przyjdzie taki czas, że będzie mogło mi za to wystawić rachunek. A tymczasem, jako że żyjemy w ostoi wolności światopoglądowej, w trakcie najbliższego ramadanu mam zamiar w samo południe zeżreć golonkę i popić ją litrowym kuflem najprzedniejszego polskiego piwa, w niedzielę pójdę do lokalnego hipermegasupermarketu i wyjadę z niego tirem zakupów, a na głowie nosić będę dumnie jedynie własną łysinę. Tak mi dopomóż Naczelniku. Kropka.
No cóż. Słuszną linię ma nasza władza, trzeba rzec. W innym miejscu i czasie tego typu pomysłom byłoby się dużo łatwiej przebić.
Polub to:
Podziel się:
Aby ocenić, kliknij odpowiednią gwiazdkę (średnia ocena:8.8 | oddanych głosów:25)
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 2.5 Polska.