Od początku wojny z Zimbabwe w Japonii trwała gorączkowa mobilizacja, a jej władze deklarowały poparcie dla WRP. Front marsjański od jakiegoś czasu cechuje się pewną stagnacją, więc wkroczenie wojsk japońskich mogło by przechylić szale zwycięstwa na stronę WRP i doprowadzić do ograniczenia działań zbrojnych tylko do terenów ziemskich. Jednak tak się nie stało ponieważ… Japonia została zatopiona. Udało się ewakuować na czas większość z jej mieszkańców, w tym japońską armię.
- Mam dopiero 25 lat, a to już chyba trzeci raz, gdy mój kraj znalazł się pod wodą. W sumie nie jest najgorzej, można się przyzwyczaić - mówi jeden z Japończyków.
Niezależny ekspert opowiada jak do tego doszło:
- Wykryliśmy serie silnych eksplozji termojądrowych na terenie Japonii i Nowego Morza Czerwonego, które wywołały silne trzęsienie ziemi. Ono z kolei wywołało potężną fale tsunami, która zatopiła Japonię i część terenów Nowej Macierzy. Nie ma żadnych wątpliwości, że za atak odpowiedzialne jest Zimbabwe.
Jednak informacje podawane przez Prezydenta Zimbabwe są wręcz odwrotne. W swoim popołudniowym wystąpieniu twierdził, że dosłownie godzinę przed zatopieniem Japonii podpisał z nią sojusz i umowę o podziale ziem marsjańskich. Winą za ponowne zatopienie Japonii obarcza WRP, bo jak to powiedział:
- Ci z Warszawy najwyraźniej lubią kompot z wiśni i chcieli dolewkę.
- To zwykła bzdura. To nie my zatopiliśmy Japonię, a operacja „Dolewka kompotu z wiśni” nigdy nie miała miejsca. Dodatkowo przysięgam dowiedzieć się, skąd Prezydent Zimbabwe znał kryptonim tej misji. Powtarzam – to nie my zatopiliśmy Japonie i taka jest oficjalna wersja wydarzeń. Wszyscy chcący dowiedzieć się czegoś więcej zostaną umówieni na spotkanie w Ministerstwie Informacji - stwierdził na spotkaniu z dziennikarzami Minister Wojny.
Tym akcentem zakończyła się konferencja prasowa. Dziennikarz, który zadał pytanie o Japonię został zabrany przez 2 smutnych panów, którzy dokładnie wyjaśnią mu stanowisko Ministerstwa.