Świat wygląda wspaniale z okien pociągu. Oczywiście pod warunkiem, że nie jedzie się jednym z tych bezdusznych hiperekspresów, które drogę z Poznania do Pekinu potrafią pokonać w mniej niż trzy godziny. Na szczęście jednak PKP Retro ma w swojej ofercie też takie perełki jak nibypospieszny Wielki Słowianin. Trasa ta sama, a ileż doznań. Dni, tygodnie, a czasem i pory roku mijające za oknem, toalety pozapychane czymś nad wyraz wręcz organicznym i postoje na każdej niemal mijanej stacji. A czasem nawet, by pasażerom nudno nie było, sygnał do opuszczenia wagonów i wzięcia na pych całego składu. Fakt, że swoje w kolejce po bilety odstać musiałem, ale zaprawdę powiadam Wam warto było.
Teraz siedziałem sobie umiarkowanie wygodnie w przegrzanym wagonie, obserwując słońce chylące się nad Wschodnim Turkiestanem. Właściwie to moim celem był Magadan, gdzie ostatnio pewien element wywrotowy wywołał... pewne poruszenie. Jednak najpierw musiałem zahaczyć o Tybet. Tak naprawdę to nie byłem pewien dlaczego. Znajomi mówili, że wiatr wiejący stamtąd niesie jakąś dziwną pieśń. Ja tam nic nie słyszałem. Choć właściwie nic dziwnego – nie odróżniam w końcu niektórych gatunków muzyki od pracy swojej kosiarki. Jednak zawód reportera polega na tym by trafiać we właściwe miejsce we właściwym czasie.
Gdy słońce osiągnęło niemal horyzont cały skład stanął. Kolejna imitacja awarii. Co kilka dni tak robili, żeby spanie w zatłoczonych przedziałach nam się nie znudziło. Przeważnie "szczęśliwym trafem" awaria zawsze miała miejsce w pobliżu jakiejś osady ludzkiej, której mieszkańcy przyjmowali przybyszów z Macierzy chlebem, solą i – w tym przypadku – sfermentowanym kobylim mlekiem. No cóż – do czystej to się to nie umywa, ale w tym fachu trzeba być otwartym na nowości. Da Naczelnik, że kiedyś ci biedacy dołączą do w pełni cywilizowanych narodów i przynajmniej destylować ten płyn zaczną.
Gospodarze byli bardzo mili. Po wspólnej kolacji włączyli swój telewizor Unimor i zaprosili nas na kolejny odcinek sześćdziesiątego sezonu "Na dobre i na złe". Nie wiem czy to kwestia jakości tejże produkcji, czy też sfermentowane mleko nie mogło się do końca dogadać z zakąską, ale musiałem na chwilę opuścić moich gospodarzy.