Serwis został zoptymalizowany dla
rozdzielczości 6144x4096 oraz niższych:
do 1920x1080 stosowanych w zegarkach
ręcznych i motopompach drugiej klasy
REKLAMA
Trudna kohabitacja ::polityka:: 04.02.2058 by ixer
Historia pokazała, że kohabitacja może być wesoła.
Kohabitacja – trudne słowo. Według „Słownika języka polskiego” jest to „współrządzenie organów władzy reprezentujących odmienne opcje polityczne”. Występowało w wielu krajach, jak choćby Francji i Polsce, w wieku XX i początkach XXI. Jednak, podobnie jak „demokracja”, z biegiem czasu pojęcie to uległo w Wielkiej już Rzeczypospolitej zapomnieniu. Do czasu. Mianowicie do 16 listopada 2057 roku. Wtedy to, jak wszyscy doskonale pamiętamy, Naczelnik Państwa Polskiego powołał nowy rząd, reprezentujący obecną w Radzie Najwyższej od lat liberalną frakcję naczelnikistów.
Obywatelom niezorientowanym w krajowej polityce w skrócie wyjaśniamy, że Rada Najwyższa z reguły podzielona jest na 2 stronnictwa: naczelnikistów, którzy całkowicie popierają działania Naczelnika i uznają go za najznakomitszego i najmądrzejszego człowieka w Galaktyce, oraz ultranaczelnikistów, którzy twierdzą, że Naczelnik jest najznakomitszy i najmądrzejszy w całym Wszechświecie, a także we wszechświatach równoległych. Dotychczas stanowiska ministerialne zajmowali ultranaczelnikiści, jednak Naczelnik, uznawszy, że każdemu należy dać szansę sprawdzenia się przy władzy, tym razem postanowił powierzyć je naczelnikistom. I jak wielu przewidywało, decyzja ta wprowadziła niemały zamęt do polskiego życia politycznego. Nowy Przewodniczący Rady Najwyższej od początku chce pokazać, że w uwielbieniu Naczelnika wcale nie jest gorszy od swojego ultranaczelnikowskiego poprzednika. Zaczęło się niewinnie: od nadzwyczajnego posiedzenia Rady Najwyższej poświęconego problemowi monstrualnego dobrobytu w służbie zdrowia. Obaj panowie przez ponad pół godziny kłócili się, kto z nich powinien przewodniczyć obradom. Choć to zadanie należy do Przewodniczącego Rady, ten usilnie nalegał, by to Naczelnik dopełnił tego chwalebnego obowiązku, podkreślając przy tym, że byłby to dla niego wielki zaszczyt i honor, a sam nie jest godzien przewodniczyć obradom w obecności Głowy Państwa. Naczelnik zaś twierdził, że to bardzo miłe, ale miałby wyrzuty sumienia, gdyby pozbawił w ten sposób premiera jego konstytucyjnych prerogatyw. Po dłuższej wymianie uprzejmości z obu stron trzeba było zakończyć posiedzenie, gdyż, kolokwialnie mówiąc, wielu obecnym na nim osobom zrobiło się niedobrze.
Inną głośną sprawą było powołanie przez szefa Rady Najwyższej szefów służb specjalnych: zgodnie z prawem ma on obowiązek zwrócić się do Naczelnika z wnioskiem o wystawienie opinii na temat kandydatów (muszą oni uzyskać pozytywną opinię Naczelnika). Naczelnik opinie wystawił, lecz Przewodniczący Rady usilnie próbował upewnić się, czy Głowa Państwa na pewno, ale to na pewno, nie ma nic przeciwko kandydatom. „Premier wydzwaniał do Pałacu całą noc, spać ludziom nie dając! A potem osobiście przyjechał i dobijał się do sypialni Naczelnika... musieliśmy go siłą odciągać - co za wstyd!” – relacjonuje anonimowy funkcjonariusz BORN (Biuro Ochrony Rady Najwyższej).
Nawet ostatnio, kiedy Minister Wojny został w pilnej sprawie wezwany na rozmowę z Naczelnikiem, Przewodniczący RN 2 godziny przepraszał go za to, że jego minister przybył na spotkanie dopiero 3 minuty po wezwaniu, tłumacząc, że w momencie odebrania telefonu był na innym kontynencie.
Niezależni eksperci przewidują, że narastająca w tak strasznym tempie ilość uprzejmości między Kancelarią Rady Najwyższej i Pałacem Wiecznej Chwały może doprowadzić do poważnego kryzysu politycznego, wzrostu akcyzy na beton, a nawet do spadku publicznego zaufania do władzy z 99,99999998% do 99,99999996%.
Polub to:
Podziel się:
Aby ocenić, kliknij odpowiednią gwiazdkę (średnia ocena:8.2 | oddanych głosów:14)
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 2.5 Polska.