Pan Mariusz dzieli mięso dla bojowników spod Bamako
Rząd Mali, broniący się przez ostatnie kilka miesięcy w siedzibie parlamentu, z powodu braku żywności oraz wycieńczenia psychicznego żołnierzy i polityków ogłosił niedawno chęć podjęcia rozmów pokojowych. Postanowiono jednak warunek, że negocjacje muszą odbyć się z przedstawicielami oficjalnych władz polskich i zimbabweńskich.
Poinformowany o tym fakcie Naczelnik, mając na uwadze dobro i zdrowie przebywających tam polskich obywateli, którym przedłużająca się obecność za granicami WRP mogłaby wielce zaszkodzić, zdecydował się wypowiedzieć Mali wojnę, po czym natychmiastowo ogłoszono zawieszenie broni i przystąpiono do rozmów pokojowych. W międzyczasie na malijskie terytorium weszły oddziały V Polskiego Korpusu Inwazyjnego, które przejęły zwierzchnictwo nad tamtejszymi ziemiami i objęły swoją opieką setki tysięcy bezbronnych Polaków.
- Gdyby nie nasi żołnierze, nie wiem, co by się stało. Malijskie wojsko rozniosło by nas w pył. Może i zajęliśmy większość ich terytorium, rozbiliśmy wszystkie oddziały i zburzyliśmy kilka miast, ale to o niczym nie świadczy. Przecież jesteśmy nieuzbrojonymi cywilami! Nie powinni w ogóle otwierać do nas ognia – płacze pani Judyta, kasjerka.
Po kilku godzinach negocjacji, ustalono, że państwo to przestaje istnieć, a jego terytorium zostanie podzielone między dwa zwycięskie kraje. Z części, która przypadła WRP utworzona zostanie Prowincja Górny Senegal, a z niewielkiej reszty ziem Mali Południowe pod protektoratem Zimbabwe.
Na wieść o pomyślnym przebiegu rozmów polscy obywatele wylegli z obozów ustawionych wokół Bamako prosto na jego ulice, gdzie zorganizowano wielką paradę złożoną z najbardziej walecznych i zasłużonych oddziałów, które brały udział w pierwszej Obywatelskiej Wojnie świata. I tak mieszkańcy stolicy wraz z niedawno przybyłymi żołnierzami PKI mogli podziwiać i zachwycać się uzbrojonymi w młotki, nożyczki, tasaki, chlebaki, butelki, scyzoryki, zegarki, wózki, zeszyty i wiele innych rzeczy Polakami, którzy dumnie kroczyli przez główne ulice miasta co pewien czas wykrzykując pozdrowienia dla Naczelnika i chwaląc Wielką Rzeczpospolitą.
Naczelnik, zapytany przez naszego reportera o powody, dla których wezwał na defiladzie w zielonej Górze polskich cywili do ataku na Mali , odpowiedział:
- Źle mnie wtedy zrozumiano. Rozentuzjazmowani obywatele nie dali skończyć zdania. Nie chciałem powiedzieć „Nadszedł kres Mali”, ale „Nadszedł kres. Mali ludzie zapłacili za swoją zdradę”. Miałem wtedy ogłosić, że udało się pochwycić przywódców ówczesnego buntu. Ale kto dziś jeszcze pamięta o tamtych wydarzeniach, prawda?
Okazało się, że całe te zamieszanie wynikło z drobnego nieporozumienia. Rzeczywistość lubi płatać figle, na szczęście tym razem nikt nie ucierpiał przez tę pomyłkę.
Szanowna Redakcja chciałaby pogratulować wszystkim uczestnikom walk i podziękować za niezwykłe poświęcenie w imię Wielkiej Rzeczpospolitej. Ku chwale!
Polub to:
Podziel się:
Aby ocenić, kliknij odpowiednią gwiazdkę (średnia ocena:8.1 | oddanych głosów:27)
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 2.5 Polska.