Wszyscy - młodzi oraz starzy - chwycili za broń i ruszyli na Mali
Ulicami Zielonej Góry przeszła wojskowa defilada złożona z kompanii honorowych większości jednostek Wojska Polskiego. To niecodzienne wydarzenie zgromadziło wzdłuż trasy przemarszu tysiące rozentuzjazmowanych widzów.
Na samym początku dumnie kroczyła piechota. Dobrze zbudowani żołnierze, w nienagannych mundurach i z działkiem atomowym przewieszonym przez ramię stanowili obiekt westchnień wszystkich kobiet zgromadzonych w tłumie. Emocje były tak silne, że zdarzały się omdlenia. Wśród panów takie reakcje wzbudził widok kawalerii. Jednak to nie dzielni ułani, którzy stoczyli setki bitew we wszystkich zakątkach świata, byli w centrum uwagi, ale ich kucyki bojowe. Cuda techniki, które chce dosiąść każdy, lecz dane jest to nielicznym – najlepszym z najlepszych. Zaraz po kawalerzystach na ulice wjechały jednostki zmechanizowane i pancerne. Któż mógłby przypuszczać, że widok hiperfortecy wielolufowej nadal może wywoływać powszechny podziw i zdumienie? Sobieskie górujące ponad okolicznymi budynkami pozostawiły za sobą tylko okruchy asfaltu. Widok pozostałych pojazdów, choć równie wspaniałych, nie wzbudził już takiego zachwytu.
Gdy wszystkim się wydawało, że defilada dobiegła końca i jedynym co po niej zostało był kruszący ściany i wybijający szyby w oknach zapach grochówki z kuchni polowej, ziemia zadrżała. Niespodziewanie spod resztek ulicy wypłynął na powierzchnie Behemot, a z jego wnętrza wyszedł sam Naczelnik Państwa Polskiego! Wiwatów i okrzyków radości nie było końca. Naczelny wódz wszedł na ustawione przypadkowo dzień wcześniej podium i przemówił do zgromadzonych na ulicy.
- Nadszedł kres Mali... – zaczął Ojciec Narodu, lecz nie dane mu było skończyć.
Z tłumu dało się tylko słyszeć okrzyk: „Wodzu, prowadź nas na Bamako”, po czym ludzie rozbiegli się we wszystkich kierunkach. Część obywateli, tych bardziej rozsądnych i zapobiegliwych, na których zwyczajowo przyjęło się mówić „żonaci” lub „mężatki”, wróciło do swoich domów, chwyciło przybory niezbędne na wojnę (szczoteczka do zębów, topór, dwie paczki prezerwatyw), ucałowało dzieci i wybiegło czym prędzej. Druga grupa, która nie chciała tracić cennego czasu, wsiadła do samochodów i od razu ruszyła na południe. Jeśli ktoś nie miał samochodu, wyjmował „na drobne wydatki” i go kupował. Wszystko to działo się w niewiarygodnie krótkim czasie.
W opustoszałym mieście pozostał tylko Naczelnik i zszokowani przedstawiciele Wojska Polskiego.
Polub to:
Podziel się:
Aby ocenić, kliknij odpowiednią gwiazdkę (średnia ocena:9.5 | oddanych głosów:28)
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 2.5 Polska.